piątek, 28 stycznia 2011

Ze starego bloga: POLEMIKI: NIE i Wyborcza o konferencji i o mnie

wtorek, 14 sierpnia 2007 18:24
 
Jak już Drogi Czytelnik wie koncern Agory (choć nie tylko), przedstawił relację z konferencji w Chełmie, (patrz wcześniejsze wpisy). Jakiś czas potem swą relację zamieściło "Nie" (o czym też juz pisałem). I choć należałoby oczekiwać, ze to właśnie tygodnik pana Jerzego Urbana przyłoży z grubej rury, to jednak zestawiając pełne teksty dwóch doniesień, łatwo zauważymy, iż o wiele łagodniejszym, (żeby nie powiedzieć wręcz nobilitującym), jest tekst z "Nie". Poza tym chyb już po raz kolejny okazuje się, iż warsztat dziennikarski mają też lepszy o Wyborczej gazecinki.

Dziwne?

Tak, ale tylko wtedy, gdy się nie zna geografii politycznych wpływów tych z Europy i tych z za oceanu. Mnie więc to nie zdziwiło.
Pełny tekst artykułu z "Nie" przytaczam na mojej stronce.
Wojna, (i ta mała wojenka), informacyjna więc trwa.
Pozdrawiam
Andrzej Wronka

Ze starego bloga: Władza biurokracji (7): Światła, wypadki i tablice...

wtorek, 07 sierpnia 2007 12:23
 
Jak już wiemy od kilku miesięcy obowiązuje w Polsce nakaz jazdy na światłach przez całą dobę. Kolejny przepis oddający pod władzę biurokratów kolejną część naszego życia. Tłumaczenia jak najbardziej słuszne: zwiększenie widoczności, a tym samym bezpieczeństwa na drogach i ograniczenia ilości ofiar. Wczoraj, 6 sierpnia, w telewizji podano statystyki co do wypadków. Okazuje się, iż mimo nakazu jazdy na światłach liczba wypadków (i ofiar) jest większa niż w ostatnich latach. Cóż więc warta argumentacja biurokratów?! Czy wypadków i ofiar będzie mniej nie wiemy, (na razie jest więcej), ale co wiemy na pewno? Ano to, że jazda na światłach powoduje zwiększenie zużycia paliwa (niewiele, setkę, dwie setki na stówkę); lecz mnożąc to razy 5 czy 10 milionów samochodów razy setki dodatkowych dni i godzin jazdy w ciągu roku wyjdzie, że ileś setek tysięcy (może milionów) litrów więcej wyjeździmy (ktoś na tym zarobi); akumulatorki też szybciej popadają więc trza będzie je wymienić (ktoś na tym zarobi); żaróweczkom też to żywotności nie przedłuży (znów ktoś na tym zarobi)....

Lat temu będzie już ładnych kilka jak zmieniły się w Polsce tablice z nazwami miejscowości. Kiedyś starczała jedna tablica z nazwą miejscowości: biała (obszar zabudowany, wówczas jeszcze do 60km/h), zielona z nazwą miejscowości (90 km/h). Niestety biurokraci zarządzili inaczej. Tablice (tysiące, tysięcy) w całej Polsce trzeba było wymienić na znane nam beznazwowe daszki domków czarne na białym tle. Tablica z nazwą stoi, (choć nie zawsze), oddzielnie. I znów zamieszania więcej, przejrzystości dla kierowców mniej, ale ktoś na tym również zarobił...

Nie więc brak pieniędzy jest problemem w wielu dziedzinach naszego życia, ale patologiczny system, który je marnuje, przeżera czy wyprowadza do kieszeni nielicznych.

Cóż za mojej prezydentury trzeba to będzie zmienić.

Z pozdrowieniami dla wszystkim moich przyszłych Wyborców.
Andrzej Wronka

Ze starego bloga: Władza biurokracji (6): Nowe uprawnienia i przywileje dla policji skarbowej

poniedziałek, 30 lipca 2007 21:05

Jak już pisałem w systemie, który działa w Unii a tym samy w Polsce jest system społeczny, gdzie prawdziwymi rządzicielami są biurokraci. Rzecz jasna biurokrata, od którego humoru i decyzji zależy los nawet najbogatszych, by skutecznie panować musi mieć zbrojne ramię, dla nieposłusznych.
Media doniosły ostatnio, iż ma
Publikuj posta
powstać w Polsce nowy rodzaj policji: Policja leśna. Tak więc do istniejących już bogacze 9 rodzajów dołączy jeszcze jeden.
Dziś „Rzeczpospolita" donosi o projekcie ustawy zwiększającej - i tak już ogromne - uprawnienia policji skarbowej (http://awronka.nazwa.pl/txt/txthtml/wladzabiurokracji2.htm). Oczywiście teologię dorabia się piękną, w praktyce oznacza to, iż w tym państwie niczego nie będzie można być już pewnym, a najmniej tzw. tajemnicy bankowej.
P.S.
Doczytałem właśnie w Rzepie, o nowych przywilejach dla policji skarbowej (narazie tylko propozycja) (http://awronka.nazwa.pl/txt/txthtml/wladzabiurokracji1.htm).
Pozdrawiam szczególnie tych mających interes i konto w Polsce.
Andrzej Wronka

czwartek, 27 stycznia 2011

Ze starego bloga: Jeszcze o "NIE" i pieniądzach publicznych

poniedziałek, 30 lipca 2007 14:17
 
Zapomniałem dodać, iż w relacji dziennika cotygodniowego "Nie", w której mnie wymieniono pojawiła się ważna informacja, której oczywiście zabrakło w gazecince czy innych portalach, o tym, iż prelegenci za swoje konferencje nie wzięli ani grosza od WODNu w Chełmie, mimo, iż łącznie pokonali ponad 2000km na dojazdy (np. p. Henryk z Rumi przez Lublin do Chełma i Włodawy i z powrotem).
Wdzięczny więc jestem za tą informację, gdyż w relacjach miejscowych gazecin zarzucano marnowanie publicznych pieniędzy.

Ze starego bloga: "NIE" wspomina o Wronce

sobota, 28 lipca 2007 11:10  
 
Echa chełmskiej konferencji dają się słyszeć. Ostatnio otrzymałem wiadomość, iż w gazecie samego redaktora Jerzego Urbana jest wzmianka o mnie i innych prelegentach występujących w Chełmie i Włodawie. Przypomnę, iż dotknęliśmy tam problemu sekt i zagrożeń z tym związanych. Po donosach gazecinki i różnych portali przyszedł czas na „Nie".
Ktoś by powiedział po co zajmować się takim piśmidłem?
Otóż z kilku względów warto. Osobiście zainteresowałem się tym, gdyż jest to jedna z najbardziej znanych gazet na lewej stronie. Warsztat dziennikarski też nietuzinkowy. Zresztą dobrze śledzić co przeciwnik o nas myśli (pisze).
Ku memu zdziwieniu (ale nie aż tak dużemu), w „Nie" Pan Bernard Kraska napisał krótki artykuł „Wakacje bez świadków". Odwołano się tam do „Tygodnika Chełmskiego" ale jest kilka różnic.
Przede wszystkim potraktowano mnie (nas) tam z kulturą większą niż na Onecie, Interii, gazecince (mowa o Wyborczej), „Dzienniku" itp. Określenie mnie mianem „niejaki Andrzej Wronka" jest przecież prawdziwym i bardzo grzecznym określeniem. Do siostry Michaeli Pawlik użyto nawet zwrotu wielebna. Co ciekawe „Nie" dostrzegło trzeciego prelegenta Pana Henryka Merchela. W zasadzie tylko z jego relacji Czytelnik może się dowiedzieć, że jest niewidomym wolontariuszem hospicjum i gra na chwałę Pana! Inni totalnie go przemilczeli, może dlatego, że jego wzruszające świadectwo poruszyło nawet niekatolików.
Cieszę się więc, iż i na „lewej" stronie zostaję pomalutku dostrzeżony.
Co prawda podtytuł w artykule nie brzmi dla mnie zachęcająco: „Bardziej niebezpieczni od sekt są ich pogromcy", ale to przypisuje pewnemu folklorowi i zabiegowi dziennikarskiemu. Trudno bowiem uwierzyć, iż s. Michaela czy ja w oczach dziennikarzy z „Nie" jesteśmy bardziej niebezpieczni niż ponad 120 tysięcy świadków Jehowy w Polsce, nie licząc tysięcy sekt i różnej maści wywrotowców, (jak chociażby wspomniani przeze mnie na konferencji sataniści - nawiasem mówiąc szkoda, że tego wątku nikt nie rozwiną skupiając się na świadkach, o których mówiłem w zasadzie tylko po konferencji i to z racji pytania, jakie ich dotyczyło).
Natomiast sam tytuł: „Wakacje bez świadków" jest jak najbardziej pozytywny w przeciwieństwie do silących się na sensacyjność tytułów innych piśmidełek, typu: „Ludzie Rydzyka uczą nauczycieli".
Jak widać „Pan Bóg i wilkiem orze."

Pozdrawiam więc świat dziennikarski!
Andrzej Wronka

środa, 26 stycznia 2011

Ze starego blogu: Tarcza i demografia

poniedziałek, 02 kwietnia 2007 21:14
 
         Od pewnego czasu słyszymy, i słyszeć jeszcze będziemy, przeróżne opinie na temat amerykańskiej tarczy antyrakietowej, która ma być rozmieszczona m. in. na północnych terenach Polski. Wielu dyskutuje czy jest ona korzystna dla nas, czy raczej należałoby się od niej trzymać z daleka.
Tu chciałbym spojrzeć na tę sprawę nie tyle przez pryzmat polskiego interesu narodowego, ile rosyjskiego.
         Warto się zastanowić, po co ta tarcza i dlaczego akurat w północnej Polsce ma być jej znaczący element?
         Amerykanie głośno odpowiadają, iż dla obrony przed atakami rakietowymi ich państwa. Śmiem wątpić. Przede wszystkim sama możliwość takiego ataku z terytorium położonego kilkanaście tysięcy km od USA jest arcy wątpliwa. Po drugie istnieją wcale nie mniej skuteczne metody niszczenia takich rakiet bez owej tarczy, które to metody amerykanie mają lub mogliby mieć, zapewne dużo mniejszym kosztem. 
        Więc po co?
        Powodów jest kilka. Ja skupię się na jednym, o którym usłyszałem podczas spotkań z Panem Docentem, a która to myśl wydała mi się ciekawa
i wiarygodna, (nie mówiąc już o tym, że oryginalna).
        Otóż w próbie podboju świata przez USA, od lat kantem staje Rosja. Wypowiedzi prezydenta Putina, (por. wystąpienie Putina na lutowym spotkaniu w Monachium, gdzie zarzucił USA dążenie do stworzenia jednobiegunowego świata z "jednym ośrodkiem władzy, jednym panującym"), pokazują wyraźnie, iż Rosja nie zamierza być żadnym wasalem Ameryki. W jaki więc sposób tarcza może być elementem walki przeciw Rosji, skoro ma charakter obronny i Rosji nie zagraża, (podobno)?
         To, co dla USA może być bardzo niepokojące, to to, że ich przeciwnik ostatnimi laty urósł w potęgę, ponieważ stał się głównym beneficjentem zawieruchy i rozróby, jaką amerykanie wywołali w Iraku i wywołują na Bliskim Wschodzie. Jak Rosja na tym skorzystała? Ano bardzo prosto, poprzez szalony wzrost cen ropy na rynkach światowych. O ile w latach 90. cena ta kształtowała się na poziomie 15-20$ za baryłkę, to w ostatnich latach osiągała poziom 60-70$. Jeżeli do tego doda się fakt, iż Rosja jest obecnie niemalże największym producentem ropy naftowej na świecie, (minimalnie ustępując Arabii Saudyjskiej) i znaczną część wydobycia przeznacza na eksport, to zrozumiemy miliardowy sukces, jaki osiągnęła. Tym samym budżet państwa urósł niesamowicie, do tego stopnia, że przed czasem można było spłacić długi wobec zagranicznych wierzycieli.
         Jednakże, to państwo ma wiele powodów do zmartwień. Jednym
z najważniejszych jest tragiczna sytuacja demograficzna
(zob. http://www.andrzejwronka.com/archiwumtxt/putin.htm
oraz http://www.andrzejwronka.com/archiwumtxt/Rosja_wymiera.htm ). W Rosji ubywa 700 tysięcy ludzi rocznie; rozwody, aborcja są na porządku dziennym.
A przecież nie ma narodu, nie ma partii, nie ma wojska, nie ma Kościoła,
nie ma stowarzyszenia… jeśli nie ma fizycznego człowieka. Stąd też reakcja prezydenta Putina była właściwa: zauważył problem w swym zeszłorocznym przemówieniu do Narodu, podał konkretne rozwiązania, a od stycznia je realizuje, (m. in. astronomiczna – jak na warunki rosyjskie – kwota „becikowego” – 250.000 rubli, ok.10.000$ na drugie dziecko).
         Jak więc osłabić Rosję?
         Prowokacja militarna. Mentalność prezydenta Putina w dużej mierze kształtowana jest przez wpływ cywilizacji turańskiej, a to oznacza,
iż postawienie pod nosem całego kompleksu wojskowego, spowoduje najprawdopodobniej emocjonalną reakcję, w której prezydent Putin pokaże,
że on i Rosja nie są gorsi i potrafią odpowiedzieć jeszcze potężniejszymi, (droższymi), kompleksami. Co to oznacza? Ano nic innego jak utopienie setek miliardów cennych dolarów na bezużyteczne systemy i kompleksy, które Rosji do niczego się nie przydadzą, (analogia do naszych F-16 i bandyckich amerykańskich offsetów sama się narzuca, ale to inna historia). I tak zamiast zdobyte dewizy przeznaczać – zgodnie ze swym zamiarem – na odbudowę populacji narodu rosyjskiego, opiekę zdrowotną, jak też rozwijanie jego morale, jego potencjału i niezależności, poziomu intelektualnego i naukowego, to przeznaczy się je na żelastwo wojskowe, (choć na pewno technologicznie zaawansowane). A przecież dobra koniunktura cen ropy nie musi trwać wiecznie.
         Boję się, że ta prowokacja może się udać i nowy „wyścig zbrojeń” będzie pogrążał państwo i naród rosyjski.
Rosyjskim matkom i rodzinom
życzę dobra i mądrości władców.
Andrzej Wronka

Ze starego bloga: Alicja minus jeden

sobota, 24 marca 2007 13:43
 
I oto wojny informacyjnej w sprawie człowieka poczętego ciąg dalszy. O samej wojnie informacyjnej będzie okazja napisać kiedy indziej, tu tylko zauważmy, iż współczesnych konfliktów nie prowadzi się za pomocą czołgów i rakiet (jest to anachronizm i cofanie się do wojny III generacji), tylko za pomocą informacji (rolę pocisków, czołgów, rakiet spełniają wszelkie nośniki informacji media, Internet, pisma itp.). Tak więc gdy w Polsce, jednym z większych krajów Unii, ważą się losy praw dzieci nienarodzonych, unijni agitatorzy nie mogą być bezczynni. Wykorzystali więc sprawę pani Alicji Tysiąc, (choć dla mnie ta cyfra jest mocno przesadzona, dałbym minus jeden). Oczywiście mniemanie, że to przypadek, iż
  • akurat sprawę polki,
  • akurat w tym czasie i
  • akurat w takim temacie się wyciąga i nagłaśnia
byłoby przedszkolną naiwnością. Przypadki są w gramatyce a nie w polityce – to będziemy jeszcze przypominać. 
        Patrząc na Panią Alicję za dużo od kobieciny nie wymagam; to, że ktoś jej podpowiada, kieruje, najprawdopodobniej sponsoruje widać jak na dłoni. Otóż zwolennicy zabijania niewinnego dziecka – przynajmniej w niektórych przypadkach – posłużyli się przypadkiem kobiety, która żąda odszkodowania za to, że nie mogła zabić dziecka i przez to pogorszył się jej wzrok. Okazuje się, że dziecko pani Alicji żyje. Rodzi się wiec pytanie: Jak temu dziecku można spojrzeć teraz w oczy? Dziecko przez ciebie gorzej widzę, tylko dlatego, że w jakiejś Polsce nie mogłam cię legalnie usunąć (usunąć to pewien eufemizm – tzn. że nie mogłam pozwolić lekarzom żeby cię po kawałku porozrywali i wyrzucili do szpitalnego lub klinicznego kubła na śmieci). Może Pani Alicji pocieszy swe dziecko mówiąc: No dobrze, skoro już nie mogłam pozwolić by cię porozrywali na kawałki w moim ciele, to nie wyrzucaj sobie, że żyjesz i ze twoja mam ma gorszy wzrok, bo przynajmniej dostanę tysiące € odszkodowania.
Co by należało zrobić z taką mamą biznesmenką: dać w pysk (jak mówi moja koleżanka) – mimo wszystko jakoś nie wypada, wygnać z kraju – nie realne więc szkoda słów. Współczuć tylko dziecku, które w telewizji, Internecie, gazetach czyta o sobie ile to krzywdy wyrządziło swej matce tylko tym, że żyje.
Skandalem na tym tle nie jest porażający wyrok Trybunału, naciągane interpretacje prawne (por. artykuł Alicja w krainie czarów http://www.naszdziennik.pl/index.php?typ=my&dat=20070323&id=my11.txt), ale postawa polskiego ministra zdrowia, który z tym wyrokiem się zgadza. Ach ten PiSowski rząd.
Dlatego jeśli nie wykształcimy prawdziwych elit katolickich i polskich, to wiecznie będziemy walczyć ze skutkami.
Z nadzieją na lepsze jutro
Andrzej Wronka
24 marca A. D. 2007

poniedziałek, 24 stycznia 2011

Ze starego bloga: Naród zabijający swoje dzieci jest narodem bez przyszłości!

piątek, 23 marca 2007 16:30
 
Słowa Jana Pawła II, powtarzając je w Kaliszu z bólem przyznał: Wierzcie, że nie łatwo mi to było powiedzieć z myślą o swoim narodzie. Co by powiedział dziś?  
No i jesteśmy świadkami kolejnej debaty na temat aborcji, czyli dyskusji czy człowieka, który nikomu nie zawinił i nie ma żadnych szans na obronę można zamordować, czy nie można?  
Zdawałoby się, że szczególnie w Unii Europejskiej, która tak dba o przeróżniste prawa, prawo do życia dla niewinnych dziecinek będzie poza dyskusją. Przekonanie takie mogło się zrodzić w sercach europejczyków tym bardziej, że nawet prawne zabicie wielokrotnych morderców, gwałcicieli, pedofilów i przeróżnych kombinacji wymienionych i nie wymienionych patologii jest w Unii surowo zakazane. Więc, logicznie rzecz ujmując, z aborcją nie powinno być jakiegoś większego problemu. A tu przykra niespodzianka. Czołowi ideolodzy unijny wręcz zalecają poszczególnym państwom jak największą dopuszczalność aborcji.  
Rozumiał bym dyskusyjność tej kwestii gdyby współczesna medycyna, genetyka, embriologia miały poważne kłopoty z ustaleniem kiedy życie ludzkie się zaczyna. Wówczas warto by dyskutować czy w poszczególnych przypadkach, albo nawet bez nich, nie dokonać usunięcia tkanki, ćwierćczłowieka czy jakbyś my tego jeszcze nie nazwali. Tymczasem nauka jest tu całkowicie zgodna. Życie ludzkie zaczyna się od połączenia komórek i uruchomienia nowego procesu zapisanego w materiale genetycznym. Od tego momentu rozpoczyna się nowy człowiek, nowe życie, czy używając języka cybernetyki, zaczyna funkcjonować nowy system autonomiczny. Ani w 2 godziny później, ani w 2 miesiące później, ani w 22 lata później nie zachodzi już nic takiego, co kazałoby nam powiedzieć, że od tego momentu rozpoczęło się nowe życie ludzkie.   
Tak więc dyskusja nad tzw. aborcją jest odpowiedzią na pytanie: Czy maleńkie dziecko można zamordować z jakichkolwiek powodów, wiedząc, że nie popełniło żadnej winy i nie ma żadnych szans obrony?    
To jest sedno debaty o życiu nienarodzonych. Oczywiście istnieje tu wiele innych ważnych kwestii: aborcja a dramaty kobiet, które się jej dopuściły (syndrom poaborcyjny), aborcja a wymieranie narodu polskiego, rosyjskiego i innych (problem demograficzny, społeczny, ubezpieczeniowy bowiem przybywa osób starszych, niepracujących, którym trzeba wypłacać świadczenia więc zakusy zwolenników aborcji do wprowadzania eutanazji są naturalna konsekwencją), aborcja i wyjątkowe przypadki (gwałt, zagrożenia życia matki itp.), aborcja a realizacja planów demograficznych okupantów Polski, (o czym szerzej na mojej stronie http://www.andrzejwronka.com/wojnademogrstrona.htm). Aborcja i pewne kręgi, które za pomocą manipulacji, sondaży robionych pod zamówienie przez lata urabiają mentalność ludzką proaborcyjnie, dyskryminacja w publicznych mediach tych, którzy tworzą potężna armię ludzi, w tym lekarzy i naukowców, sprzeciwiających się eutanazji i aborcji, (podobno Panowie Kaczyńscy od miesięcy nie mają 30 min. czasu żeby udzielić audiencji największej w Polsce Federacji za życiem, natomiast na feministki taki czas bez problemu się znajduje), pomoc matkom samotnie wychowującym dzieci, opieka medyczna, duszpasterska, psychologiczna dla kobiet i matek doznających przemocy itp.
Szczegółowych kwestii można by wymieniać wiele, zasadnicza jest jedna i warto ją powtórzyć:   
Czy maleńkie dziecko można zamordować z jakichkolwiek powodów, wiedząc, że nie popełniło żadnej winy i nie ma żadnych szans obrony? 
23 marca A.D. 2007

Ze starego bloga: Nieobecni nie mają racji

czwartek, 22 marca 2007 22:44
 
Tymi słowami pragnę rozpocząć i powitać wszystkich Internautów, którzy zechcą odwiedzić tę stronkę i zapoznać się z moimi przemyśleniami.
Już od kilku miesięcy przybieram się do prowadzenia swego bloga. Pewnie bym zaczął już w styczniu, ale uświadomiłem sobie, iż prowadzenie takiego "pamiętnika" wymaga systematyczności wpisów, samodyscypliny no i tego, że ma się coś ciekawego do przekazania innym, którzy zechcą już poświęcić swój czas na zajrzenie tu. Najgorzej u mnie z tą systematycznością i samodyscypliną. No ale może uda się zmobilizować.
W dobie informatyzacji, bloog staje się kolejnym nośnikiem informacji, dzięki któremu można czynnie uczestniczyć w swoistej wojnie informacyjnej.
„Nieobecni nie mają racji..." ktoś kiedyś powiedział. Zostają ze swymi poglądami i racjami gdzieś na marginesie nie mając szans na ich wypowiedzenie, a tym bardziej dotarcie do szerszego grona odbiorców. Mam nadzieję, iż ten bloog dostarczy Czytelnikowi informacji, przemyśleń i pewnych prowokacji intelektualnych.
Biorąc udział w różnych spotkaniach w Polsce i za jej granicami spotykam wielu wartościowych ludzi i to już w podstawówkach i gimnazjach. Niestety jest to zazwyczaj jedno, dwa spotkania i rozstajemy się. Bardzo bym się cieszył gdyby ten blog stał się wirtualnym terenem spotkań, wymiany myśli, integracji, jak również tworzenia pewnych elit (w dobrym tego słowa znaczeniu), które w przyszłości umiały by zmieniać oblicze tej ziemi, zmieniać ku lepszemu. Zapraszam więc serdecznie do odwiedzania i komentowania zamieszczanych myśli.
Z życzliwością dla Wszystkich
Andrzej Wronka

Ze starego bloga: Władza biurokracji (5): Zdesperowani

niedziela, 08 lipca 2007 0:19
 
Okazuje się, że jest więcej osób zdesperowanych władzą rozrośniętych urzędów, męczących przepisów itp.
Jedną z myśli znajdujemy w "Wirtualnej Szufladzie": http://dobrowol.org/blog/2006/12/nasi_ciemiyciele_cz_1.html
Może tytuł: Ciemiężyciele jest zbyt emocjonalny... sam nie wiem...

Ze starego bloga: Demografia

sobota, 07 lipca 2007 9:02

O kryzysie demograficznym pisałem już dawno. Od kilku lat zauważają go także instytucie delikatnie mówiąc świeckie, dalekie od Kościoła czy spraw religijnych. Wieloletnia polityka depopulacyjna z jednej strony, z drugiej kodowanie ludzi na konsumpcjonizm i wygodnictwo życiowe, a z trzeciej stwarzanie warunków niekorzystnych wielodzietnej rodzinie (przynajmniej w Polsce), doprowadza do zapaści demograficznej. Oby jedynym wyjściem dla starzejących się społeczeństw Europy nie była eutanazja. pewnie przez gardło alarmującym instytucjom europejskim i światowym nie przejdzie przez gardło by wdrożyć naukę Kościoła katolickiego względem rodziny i małżeństwa, wartości, jaką jest posiadanie dzieci itp.

Jako lekturę uzupełniającą polecam artykuł z „Gazety Bankowej” http://finanse.wp.pl/a,1,wid,9001749,prasa_22.html?rfbawp=1183791528.116
i dział demografia na mojej stronce.